Jaki samochód wybrać, to problem każdego pokolenia. Często też swoje decyzje opieramy na radach uznanych autorytetów z branży motoryzacyjnej. Takim niekwestionowanym fachowcem był także Witold Rychter. Przeczytajmy więc co radził czytelnikom „Tygodnika Automobilisty i Lotnika” w 1928 r. przed zakupem nowego auta.
WYBÓR SAMOCHODU
Niema chyba człowieka, który nie chciałby mieć własnego samochodu. I gdy los szczęśliwy, lub wytężona praca pozwolą mu w końcu nabyć sobie jakiś „wózek”, jeździ nim aż do znudzenia, lub aż do rozbicia. Bardzo często jednak po krótkim czasie rozkoszowania się tym genjalnym wynalazkiem XX wieku, wychodzą na wierzch różne defekty, coś zaczyna się psuć, coś jest ustawicznie nie wporządku i w końcu szczęśliwy właściciel, klnąc daną markę, na czem świat stoi, szuka pociechy w firmie konkurentów. Taki wypadek powtarza się dopóty, dopóki nowokreowany automobilista nie natrafi na maszynę, która nareszcie służy bez zarzutu. Oczywiście twierdzi on, że wszystkie poprzednio posiadane samochody były nic nie warte i nie nadawały się do użytku.
W obecnych czasach niema już samochodów złych; musi więc być jakiś błąd w powyższem rozumowaniu. I błąd jest, a mianowicie taki, że dany sportsmen, czy zawodowiec wybrał typ i markę nieodpowiednią do jego celów. Jasnem jest, że doskonały i rasowy silnik Bugatti nie popracuje długo na dorożce samochodowej, jak również, że mała Tatra nie może dać 120 km. na godz. Jako przykład złego zastosowania tego typu, podam, iż pracujące świetnie w starannych prywatnych rękach duże „szóstki” Tatry, są powodem ustawicznego narzekania wojskowych szoferów, nadużywających w sposób karygodny doskonałego resorowania i nie stosujących się zupełnie do fabrycznych instrukcji, psując opinję i podrywając zaufanie do tej świetnej marki.
By uchronić choć w drobnej części nowonabywców od przykrych niespodzianek i zawodów , wywołanych kupnem nieodpowiedniej maszyny, pozwalam sobie skreślić tych uwag kilka, zastrzegając się, że sąd mój jest opinją ściśle subjektywną.
Przed kupnem musimy zastanowić się i ustalić kilka wytycznych, odpowiadające na następujące pytania:
- do czego ma służyć nasz samochód,
- po jakich drogach będzie on chodził,
- jaką ma mieć szybkość maksymalną i średnią,
- czy oszczędność benzyny i smarów jest ważna,
- czy będziemy posiadali stałego szofera,
- w jakich porach roku będziemy używali najwięcej maszyny,
- czy będziemy dużo jeździć w nocy,
- czy będziemy jeździli niezależnie od temperatury i pogody,
- czy auto ma być komfortowe,
- jaką sumą pieniędzy rozporządzamy.
Najważniejsze są punkty 1, 2 i 10. Postaram się jednak omówić wszystkie.
A więc zróbmy przedewszystkiem podział na samochody t.zw. prywatne, t.j do użytku własnego i na dorożki. W niniejszym numerze zajmę się pierwszą grupą. Jeżeli mam do dyspozycji dziewięć do dwunastu tysięcy złotych i chcę mieć wózek uniwersalny, tak do jazdy bez szofera na mieście, jak i do krótszych, czy dłuższych wycieczek, a nawet dalekich wypraw kilkutygodniowych, z wyłączeniem jednak wszelkich wyścigów, to kupię używaną, lub lepiej nową Tatrę, z silnikiem dwucylindrowym , chłodzonym powietrzem, dzięki któremu będę mógł w zimie zostawić maszynę na mrozie bez żadnych obaw o zamarznięcie wody. Szczególnie polecam te małe maszynki na złe drogi, piaski błota, gdyż tam są one bez konkurencji. Doskonałe resorowanie pozwoli nam przy dość ograniczonej szybkości maksymalnej (do 65 km na godz.) odbywać dalekie jazdy z szybkością średnią bardzo wysoką, bo 45 – 52 km. na godz.
Również doskonale noszą zgrabne Lancie z tym dodatkiem jednak, że są to maszyny wyższej klasy, droższe, ale i znacznie szybsze (do 110 km. na godz.). Wymagają one jednak dobrej ręki kierowcy i starannej opieki. Z dobrych i oszczędnych wozów wybijają się dalej; mały Steyr, popularny w Europie, niedoceniony jeszcze należycie w Polsce Renault, Fiat, Peugeot, Morris, Citroen i inne tej klasy, w której wskaźnikiem solidności wykonania jest przedewszystkiem cena. Wszystkie te wozy nadają się szczególnie do jazdy bez szofera i dlatego mają duże powodzenie wśród sportowców i turystów dla których większe wydatki na utrzymanie samochodu są niewskazane. Trzeba jednak przyjąć za zasadę, by żadnego z tych wozów nie przeciążać nadmiernie i obchodzić się z nim „po ludzku”, gdyż w przeciwnym razie nie można mieć do fabryki pretensji, że wóz zniszczył się w krótkim czasie.
Każdy samochód posiada oczywiście swe zalety i wady, ale każdy jest dobry w dobrych rękach. I tak: Renówki cechuje oszczędność, Fiaty – solidność, Peugeoty – częściowo jedno i drugie, Citroeny – zasłużoną popularność, Steyr – elegancję i szybkość itd.
Kogo stać na wóz droższy i na utrzymanie szofera, ten ma do wyboru eleganckie, Fiaty 520, Tatry – „szóstki”, Austro-Daimlery, Talboty, znakomite duże Steyry, doskonałe polskie Stetysze oraz w przyszłości C.W.S. i Ursusy. Wspomnieć należy również o luksusowych Minerwach, Benz-Mercedesach, Skodach, Hotchkissuch, Delag’ach, Lanciach it.p. Wszystkie te wozy są doskonałe, przyczem duże Tatry i Austro- Daimlery i Lancie odznaczają się świetnie opracowanem resorowaniem, pozwalającem na szybką jazdę po najgorszych dziurach.
Ludzie bogaci lubią by ich maszyny były dość drogie. Polecić im mogę Hispano-Suiza, Alfa, Romeo i Mercedes-Benz typ S. Osobno sklasyfikować muszę samochody amerykańskie. Tutaj mamy olbrzymią ilość marek i typów do „dyspozycji” aczkolwiek wszystkie typy od najtańszych do najdroższych mają cechy zbliżone, a mianowicie: stosunkowo duże silniki o świetnej akceleracji, miękkie resorowanie (koniecznie założyć amortyzatory) i wygodę prowadzenia. Cena wpływa jedynie na wykończenie i solidność budowy. W zasadzie należy przyjąć, że wszystkie amerykanki są dobre, niezależnie od ceny.
Zaczynając od tanich i popularnych Whippet’ów, Chevrolet Rugby, Durantów, racjonalnie opracowanych nowych Fordów, it.p., przechodząc przez klasę Pontiaców, Buicków, Oaklandów, Hudsonów, Chryslerów, Dodge’ów, Auburnów, a kończąc wreszcie na wszelakich drogich Packardach, Cadillacach, La Sallach, Lincolnach, jako na maszynach o szczycie luksusu – można stwierdzić, iż wszystkie te maszyny budowane są według zasady: wygoda, cichość, sprawność! Oszczędność schodzi tu poniekąd na plan drugi, a gdzieniegdzie i trzeci. Wozy amerykańskie cechuje naogół dość dużą wytrzymałość i prostota budow y.
Nie kupujemy wozu, do którego niema na miejscu wszystkich części zapasowych, gdyż to jest rzecz bodaj najważniejsza. Nie kupujmy wozu o niewyrobionej opinji, byśmy się na nim nie zawiedli.
Jeżeli jeździć mamy stale w mrozy słoty, kupmy bez namysłu karetkę lub „transformable”. O ile jeździć mamy często nocami, baczmy, by światło było pierwszorzędne: jest to troska bardzo poważna przy tanich wozach amerykańskich, w których klijenci często zmieniają nieco za słabe światła fabryczne na oświetlenie marki Bosch, Zeiss i lub Scintilla. Jeżeli próbujemy jakąś maszynę, to nie przypisujemy wielkiej wagi do szybkości; 65 do 85 km. na godz. powinno nam na początek najzupełniej wystarczyć, lecz zwróćmy przedewszystkiem uwagę na dobre noszenie po złej drodze, oraz na łatwość kierowania i wymiany części. A przedewszystkiem nie słuchajmy pseudo-znawców, którzy wszystko zawsze bez sensu krytykują, nie mając w danej sprawie „zielonego” pojęcia. Raczej zważcie spokojnie i trzeźwo wszystkie „za” i „przeciw”, a wybór Wasz padnie na samochód dla Waszych celów odpowiedni. Gdybyście mieli pewne wątpliwości, zwróćcie się do redakcji „Autolotu”, która posiadając wśród swego grona wybitnych fachowców, może Wam dużo w tej mierze dobrych rad udzielić.
Dodać jeszcze muszę, iż bardzo ważnem jest racjonalne i celowe wyekwipowanie samochodu w odpowiednie narzędzia i przy rządy pomocnicze, o których pomówię osobno w jednym z następnych numerów. Witold Rychter
(Zachowana oryginalna pisownie i interpunkcja)
- Opr. AB
- Ilustracje (wybór redakcji): reklamy w czasopism tamtego okresu.