„Autopodróże.pl wyprawy w przeszłość” należy potraktować z nutą wyobraźni. Wykorzystując prasę XIX i XX wieku oraz inne źródła, staramy się przybliżyć tamte lata poprzez wydarzenia związane z motoryzacją, turystyką, gospodarką. To wyprawy w naszą przeszłość oczami ludzi wtedy żyjących. Nie stronimy także od wydarzeń współczesnych, opisów historycznych powstałych obecnie czy ważnych jubileuszy. Wszystko jednak powinno mieć związek z historią.

Zgubiony zbiornik paliwa

Dzisiaj chyba trudno o taką przygodę na drodze. Ale może w 1923 roku było to możliwe. Zresztą nie ważne, czy opisane wydarzenie przez Stanisława Szydelskiego i opublikowane w dwutygodniku „Auto” było jego przygodą czy zasłyszaną. Felieton oddaje atmosferę tamtych czasów i niespodzianki jakie spotykały automobilistów.

DZIWNA PRZYGODA

Po ukończeniu kursu dla szoferów, przeczytaniu kilkunastu dzieł o budowie, naprawie, obsłudze i prowadzeniu samochodów,  po powtórzeniu w myśli wszelkich możliwych niedomagań samochodów i ich usuwaniu, zaopatrzony w cały zapas potrzebnych i niepotrzebnych narzędzi i części zapasowych wybrałem się nareszcie sam własnym samochodem w dalszą podróż.

Co za rozkosz! Jestem panem wszechwładnym mechanicznego rumaka posłusznego (na razie) wszelkim moim skinieniom. Usadowiłem się w siedzeniu jak najefektowniej tak, że przekonany jestem iż wyglądam na samochodzie jak najlepsi jeźdźcy świata. Wprawdzie kurczowo jeszcze ściskam kierownicę ale staram się nie przyznać do tego i w cichości serca obmyślam jak najtrudniejsze sytuacje dla mego samochodu z których napewno wyszedłbym zwycięzko. Naturalnie cóż łatwiejszego jak zatrzymać samochód!

Odbieram cały gaz, naciskam pedał sprzęgła i wyłączam bieg. Zaraz, ale z której strony jest ten pedał sprzęgłowy z prawej czy z lewej strony? Ach prawda są one oznaczone. Pedał sprzęgła ma literę K, a hamulcowy B. Patrząc na te oznaczenia omało nie wpadłem do rowu na szczęście jednak nie było nic na drodze więc skończyło się bez katastrofy. Jednakże jak to łatwo wpaść do rowu – wystarczy tylko odwrócić oczy od kierunku drogi. Czyżby rów działał jako magnes na samochód? Jadę dalej. Mijam drzewa przydrożne, wozy, wdechuję z rozkoszą świeże powietrze i z radości chciałbym pogłaskać samochód za jego cichy i grzeczny chód.

Czemuż to tak mało ludzi na szosie, a znajomych nie spotykam wcale – niema nikogo ktoby podziwiał moją wprawną jazdę i moja zimną krew przy mijaniu pojazdów Zdaje mi się iż nadużywam nieco sygnału. Daję sygnały co chwila by upewnić się o mojej władzy nad przechodniami. Mam wrażenie iż darowuję życie każdemu spotkanemu po drodze piechurowi nie rozjeżdżając go na śmierć tylko uprzedzając sygnałem o mojem zbliżaniu się. Samochód mój idzie nieco krzywo po szosie, pierwszy raz zauważyłem jak wązkie są nasze gościńce! Dawniej dziwiłem się dlaczego się tyle ziemi marnuje gdyż wystarczyłyby szosy o połowę węższe – jak to się pojęcia z biegiem czasu zmieniają! Ujechałem już pewnie ze sto kilometrów miasta wcale nie widać –najtrudniejsza rzecz będzie z nawróceniem. No przedtem pojadę sobie jeszcze kawałek drogi w dobrem tempie.

Czy mi się zdaje, czy też naprawdę silnik zaczyna ustawać?! Jeszcze parę wybuchów coraz nieregularniejszych i stop. A to wpadłem! Zdała od ludzi sam na szosie z zepsutym samochodem. Podnoszę maskę i przywodząc na pamięć wszystkie nauczone poprzednio wiadomości o doraźnej naprawie samochodu zaczynam szukać przyczyny. Więc najpierw zapał. Wykręcam świecę otwieram kurki sprężania i obracam korbą – iskra przeskakuje więc magneto działa dobrze. Czyżby karburator był winien? – rzeczywiście benzyna nie dochodzi. Wyjmuję narzędzia odkręcam karburator – zaczyna się mozolenie nad wykręceniem dyszy, która jednak okazuje się czystą zupełnie. Dmucham pompką w rurkę dopływową benzyny – może ona zatkana, nie powietrze przechodzi zupełnie swobodnie. Zakładam karburator i zabieram się do pompki powietrznej. Pompuję długo – na manometrze ani śladu ciśnienia widocznie pompka zepsuta – tu już gorzej nie znam bowiem jej konstrukcji. – Odkręcam pompkę i staram się wniknąć w jej ustrój.

Słyszę sympatyczny dla mnie, ach jak sympatyczny odgłos zbliżającego samochodu. Szofer daje mi już z daleka znaki ręką, czyżby to był jakiś znajomy? Co oni wiozą? Paczkę z dynamitem czy kasę drogocenną? Wszyscy się śmieją na tym samochodzie, pewnie pijani. Na paczce tej widzę mój numer samochodowy – nie to niemożlwe, to zbiornik od mego samochodu. – Teraz rozumiem – zgubiłem zbiornik z benzyną a oni go znaleźli i dlatego tak się śmieją. No niewiem sam co zrobię memu mechanikowi że ten wstyd, chyba to się rzadko zdarza żeby zgubić zbiornik po drodze i potem przez pół godziny szukać przyczyny niefunkcjonowania silnika!

Moi dobroczyńcy już są tutaj, dobrodusznie oddają mi zbiornik i czynią wyrzuty dlaczego nie wziąłem ze sobą drugiego zapasowego. Sprawa się wyjaśnia – jakiś kilometr przedemną znaleźli zbiornik na środku drogi i przypuszczali słusznie że bez niego daleko nie ujadę a zresztą był na nim i numer rejestracyjny bez którego też nie wolno jeździć! – Tak ze mnie szydzili! Szofer pomógł mi przymocować zbiornik, przewody połączyliśmy rurką gumową i owinęli drutem tak że po kwadransie mogłem zawrócić by dostać się do domu. Nie będę już opisywał piekła jakie zrobiłem w garażu ale na złe mi to wyszło gdyż z zemsty otrzymałem nazwę „pana bez zbiornika”. Dziś kiedy to wszystko jest już dalekiem tylko wspomnieniem nie wyjeżdżam nigdy z garażu nie obejrzawszy wprzód dokładnie umocowania zbiornika w ramie.     Stanisław Szydelski

(Zachowana oryginalna pisownie i interpunkcja)

Ilustracje (wybór redakcji): rysunki z „Lotnik i Automobilista”,  „Auto i Turysta” oraz  „Auto”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *