„Autopodróże.pl wyprawy w przeszłość” należy potraktować z nutą wyobraźni. Wykorzystując prasę XIX i XX wieku oraz inne źródła, staramy się przybliżyć tamte lata poprzez wydarzenia związane z motoryzacją, turystyką, gospodarką. To wyprawy w naszą przeszłość oczami ludzi wtedy żyjących. Nie stronimy także od wydarzeń współczesnych, opisów historycznych powstałych obecnie czy ważnych jubileuszy. Wszystko jednak powinno mieć związek z historią.

Rodzinna pasja Pedów

Podczas poznańskiego Motor Show, wiosną tego roku, w sali poświęconej dawnej motoryzacji królowały żółty REO Gentelman’s Roadster z 1908 roku, o pięć lat młodszy, zielony Lorraine Dietrich SMH, a jednym z najoryginalniejszych automobili był model Kommissbrot Korbwagen firmy Hanomag o nadwoziu uplecionym niczym wiklinowy koszyk. Wszystkie te pojazdy należą do kolekcji Jana Pedy i jego syna Macieja z wielkopolskiego Gostynia.

Choć nie prowadzą oficjalnego muzeum, obaj panowie chętnie udostępniają swoje zbiory, a numer ich telefonu 693 055 363 widnieje na internetowej stronie www.peda-muzeum.org. Po wcześniejszym umówieniu się pojechaliśmy do Gostynia.

Jedyne Bugatti

Pana Macieja zastaliśmy w warsztacie przy ul. Górnej 202, gdzie „dopieszczał” sportowe Bugatti T40 z 1928 roku. Niebiesko-srebrny samochodzik wygląda, jakby właśnie wyjechał z wytwórni Ettore Bugattiego. Nasz podziw dla urody samochodu jeszcze rośnie, gdy słyszymy od Macieja Pedy, że gdy auto w 2004 roku przyjechało z Niemiec, było „w woreczkach”.

– Takie Bugatti to marzenie każdego kolekcjonera zabytkowych aut, prawdopodobnie jedyny taki model w Polsce, zaprojektowany przez samego Ettore – mówi Maciej Peda. – Ma czterocylindrowy silnik o pojemności 1,5 litra. Aby je odbudować, trzeba było najpierw zdobyć kopię dokumentacji auta, a takie dokumenty nie są ogólnie dostępne i trzeba wiedzieć, gdzie ich szukać. Podobnym samochodem w latach trzydziestych ubiegłego wieku uczestniczył w wyścigach drogowych i bił rekordy słynny przedwojenny kierowca sportowy Jan Ripper.

Zaczęło się od Studebakera

Zabytkowe auta panów Pedów wypełniają obszerną, specjalnie wybudowaną halę. Ich podziwianie zaczynamy od ciemnozielonego Studebakera Dictator Six z 1928 roku. To od niego zaczęła się zbieracka pasja Jana Pedy, jednego z pionierów kolekcjonerstwa pojazdów zabytkowych w Polsce. – Pod koniec lat sześćdziesiątych ojciec ujrzał w krzakach koło Śmigla wrak samochodu. Był to Studebaker, a właściwie jego szczątki. Proszę popatrzeć jak wyglądały – opowiada pan Maciej, prezentując stare zdjęcie. – Po wielu perypetiach ojcu udało się w 1970 roku kupić wrak i przystąpił do jego odbudowy. W ówczesnych warunkach nie było to łatwe, ale jeszcze w tym samym roku ojciec i Sztuder – tak pieszczotliwie go nazywamy – pojawili się na pierwszym rajdzie aut zabytkowych w Warszawie. To było jeszcze przed moim urodzeniem. Jak widać, Sztuder jest w rodzinie dłużej niż ja i miał wielki wpływ na moje zamiłowanie do dawnej motoryzacji.

Studebaker to bardzo zasłużona amerykańska firma o długiej historii. Model Dictator Six jest typową limuzyną gangsterską, jakich wiele niegdyś jeździło po amerykańskich drogach. Szerokie progi stanowiły doskonałą „podstawę” dla gangsterów strzelających do konkurencji i policji. 2,5-tonowa limuzyna osiąga prędkość około 110 km/h, ma  6-cylindrowy, rzędowy silnik o pojemności 4 litrów i mocy 75 KM,  3-przekładniową skrzynię biegów i hamulce na 4 koła (na życzenie hydrauliczne).

W międzywojennej Polsce Studebakery cieszyły się dużym powodzeniem, bo były dużymi, dobrze wyposażonymi samochodami sprzedawanymi za niezbyt wygórowane kwoty. Tak też trafił na teren Wielkopolski egzemplarz, który po latach zapoczątkował kolekcję Jana Pedy. – Studebaker należał do cukrowni w Gnieźnie, gdzie służył jako wóz służbowy, a „karierę” zakończył, wożąc sałatę spod Śmigla do  Szczecina – opowiada pan Maciej. – Po odnowieniu przez ojca znów zaczął się „imać” szlachetniejszych zajęć. Uczestniczył w rajdach zabytkowych pojazdów, grał w filmach. O, tu widać stojącą przy nim Beatę Tyszkiewicz. To było w filmie „Jej powrót” – pan Maciej pokazuje oprawiony w ramkę fotos.

Najstarszy w Polsce

Uwagę zwraca na siebie żółtym kolorem nadwozia. To REO Gentelman’s Roadster z 1908 roku, jeden z najstarszych samochodów zarejestrowanych w Polsce. Został sprowadzony w 2000 roku z Kanady. Był w opłakanym stanie, a w Gostyniu doprowadzono go do takiej świetności, że zdobył drugie miejsce za najlepiej odrestaurowany pojazd. I to w nie w byle jakiej konkurencji, bo podczas konkursu zabytkowych pojazdów w Miluzie, w którym uczestniczą największe muzea samochodowe.

Amerykańska firma REO jest w Europie mało znana, choć miała pionierskie zasługi dla przemysłu samochodowego. To w niej po raz pierwszy, jeszcze przed Fordem, zastosowano taśmę montażową. Zajmowała się bowiem seryjnym wytwarzaniem popularnych i tanich jak na owe czasy samochodów. Firmę założył  Ransom Eli Olds, znany jako właściciel marki Oldsmobile.

REO Gentelman’s ma drewniane nadwozie przeznaczone dla dwóch osób. Jego silnik, 2-cylindrowy w układzie boxer, o pojemności 3,5 litra i mocy około 20 KM napędza tylne koła wozu poprzez łańcuch. Planetarna skrzynia biegów ma dwa przełożenia. – Trzeba trochę czasu, by się nauczyć jeździć takim samochodem – opowiada Maciej Peda. – Ale potem, to już sama przyjemność (o ile się pamięta, że REO nie hamuje, a tylko zwalnia). Wszyscy zwracają uwagę na ten samochód. Najmniej sensacji wzbudza w Gostyniu, gdzie mieszkańcy już się przyzwyczaili do nietypowych pojazdów, i gdy zobaczą na ulicach jakieś motoryzacyjne dziwadło, od razu wiedzą, że to „od Pedów”.

Stare auta, jak wyjaśnia pan Maciej, nie mogą stać nieużywane. Dlatego każdym z nich trzeba się co jakiś czas przejechać. Wiele z nich uczestniczyło w rajdach oraz pokazach weteranów szos i mimo wieku przejechało tysiące kilometrów.

Po baronie

Taką podróżniczką jest Lorraine-Dietrich SMH z 1913 roku. Wraz z Janem Pedą dwa razy pokonała Alpy, była w Barcelonie, Paryżu, w Szampanii i Miluzie… Wszędzie wzbudzała zainteresowanie, bo też jest na co popatrzeć. Lorraine-Dietrich była firmą dla ludzi bogatych, konkurującą z Rolls-Royce’m. Budowała auta w seriach liczących maksymalnie kilkadziesiąt sztuk. Należący do panów Pedów egzemplarz Lorraine-Dietrich to obecnie jedyny zachowany na świecie przedstawiciel typu SMH. Okazałe auto o zielonym, odkrytym nadwoziu typu double phaeton, osadzone jest na kołach o drewnianych szprychach i czerwonych obręczach.

Ma też ciekawą historię. Było jednym z pierwszych automobili w Galicji, należało do barona Götza, właściciela browaru w Okocimiu i w nim przetrwało do 1968 roku. Jan Peda kupił je od handlarzy w Tarnowie. Samochód był w fatalnym stanie, brakowało mu przedniej szyby, opon, miał zgniłe koła. – Zostały dorobione w zakładzie zajmującym się rekonstrukcją starych powozów – opowiada Maciej Peda. – Od oryginału różnią się tym, że wykonano je z drewna jesionowego, bo hikorowe było nie do zdobycia. Odtworzyliśmy też czerwoną, skórzaną tapicerkę.

Lorraine-Dietrich z 4-cylindrowym silnikiem o pojemności 4,5 litra i mocy około 40 KM może rozwinąć maksymalną prędkość około 100 km/h, ma przy tym jednak hamulce tylko na tylnych kołach.

Z wikliny

Najoryginalniejszy z pojazdów w gostyńskim muzeum to niewątpliwie Hanomag z nadwoziem uplecionym z wikliny niczym wiejski koszyk. I nie jest ono żartem, ani wariacją „na temat”. Takie auta naprawdę istniały, co Maciej Peda udowadnia, pokazując starą fotografię, na której dwóch mężczyzn wyplata koszykową karoserię. Więcej! Jeździły i to na wyścigach. Model Kommissbrot firmy Hanomag był pierwszym niemieckim samochodem popularnym. W połowie lat dwudziestych ubiegłego wieku wyprodukowano ponad 15 tysięcy małych Kommissbrotów o bardzo prostej konstrukcji i niektóre z nich ówcześni „ściganci” postanowili dostosować do potrzeb sportowych. Aby obniżyć masę auta, wymyślili koszykową karoserię, z którą stawało się lżejsze o około 100 kg. Wówczas jednocylindrowy silnik o pojemności 500 cm³ i mocy „aż” 10 KM był w stanie napędzić samochód tak, że osiągał prędkość nawet 80 km/h. – Sam to sprawdziłem – zapewnia Maciej Peda. – Mamy też zdjęcie takiego samochodu z kierowcą, który tym autem zwyciężał w wielu wyścigach przed II wojną światową.

O koszykowych wyścigówkach jego ojciec dowiedział się dawno, jeszcze podczas rajdów w NRD. Gdy po latach zdobył dokumentację, mógł przystąpić do odtworzenia stojącego w magazynie niekompletnego Kommissbrota. W swoim warsztacie odrestaurował podwozie i silnik, wykonał drewniany szkielet nadwozia, a wikliną opletli go koszykarze z Odolanowa. Hanomag Kommissbrot Korbwagen zrobił furorę podczas parady automobilowej we Francji. Takich samochodów na świecie jest kilka (głównie w Niemczech), w Polsce tylko jeden – ten w Gostyniu.

Dwa MG i BMW

Angielska marka MG reprezentowana jest przez dwa modele: TA z 1937 roku i o dwa lata późniejszy model WA. Pierwszy z nich to piękny roadster z 4-cylindrowym silnikiem o pojemności 1,25 litra i mocy 54 KM osiągający prędkość 120 km/h. Drugi – luksusowy kabriolet, ze skórzaną tapicerką i wykończeniem z machoniowego drewna – który w 1939 roku kupił znany łódzki przedsiębiorca Oskar Kon. W czasie wojny auto służyło gestapowcom, potem UB i – jak opowiada Maciej Peda – zajeżdżono je na śmierć techniczną. Jego odnawianie trwało aż osiem lat.

Ostatnim z przedwojennych samochodów w kolekcji jest zbudowane w 1934 roku  niebiesko-białe BMW 315 Sport z aluminiową karoserią typu roadster i pięknymi, szprychowymi kołami. Ma numer seryjny 145, co jest ważne – firma wyprodukowała zaledwie 242 sztuki tego modelu. Jak samochód znalazł się w Polsce, nie wiadomo. Najprawdopodobniej w 1945 roku został porzucony przez uciekających Niemców w stanie nienadającym się do dalszej eksploatacji. Jego odbudowa trwała trzy lata.

Dyna z francuskim charakterem

O tej marce, ani o takim samochodzie nigdy wcześniej nie słyszałam. Veritas to niemiecka firma działająca na początku lat pięćdziesiątych ubiegłego stulecia, a Dyna – model wyprodukowanego przez nią auta, które miało konkurować z popularnym garbusem Volkswagena. Jak wiadomo, pomysł nie wypalił. W 1951 roku wyprodukowano zaledwie 169 egzemplarzy tego modelu, do dziś zachowało się ich 8, w tym jeden jest w Gostyniu.

Do klęski firmy Veritas przyczyniła się zbyt wysoka cena samochodu, a przede wszystkim zawodna francuska mechanika, której „humory” do dziś wspomina Maciej Peda. – Auto zmusiliśmy do posłuszeństwa dopiero w 2003 roku – opowiada. – Czerwony kabriolet z czarnym, składanym dachem jest napędzany 2-cylindrowym silnikiem o pojemności 0,7 litra i mocy 30 KM; może jechać z prędkością 120 km/h.

Pierwsze „produkcyjne” Maserati

Prezentowaną kolekcję zamyka czarne coupe Maserati 3500 GTI z 1963 roku, przedstawiciel klasycznych włoskich Gran Turismo. Po trzech latach prac restauratorskich wygląda, jakby dopiero co wyjechało z fabryki. Zachwyca linią karoserii, a informacja, że autem tym w 20 sekund można przyspieszyć do 200 km/h, uświadamia, iż pod maską drzemie silnik podobny do tego, dzięki któremu słynny Manuel Fangio zdobył w 1957 roku Grand Prix Formuły 1. Auto jest bowiem „cywilną” modyfikacją wyczynowych modeli Maserati 300 i 350 (podwozie) i Maserati 250F (silnik). Takie samochody w 1958 roku włoska firma zaczęła produkować dla bogatej klienteli. Przez sześć lat powstało ich około 2200.

Dla wielbicieli samochodów z trójzębem w herbie odnotowujemy jego najważniejsze dane techniczne: silnik 6-cylindrowy, rzędowy o pojemności 3,5 litra i mocy 220-230 KM (w gostyńskim egzemplarzu silnik jest 3,7-litrowy z mechanicznym wtryskiem Lucasa, ma moc 255 KM), pięcioprzekładniowa, mechaniczna skrzynia biegów, hamulce hydrauliczne, tarczowe firmy Girling, karoseria coupe Superleggera, wykonane z aluminium, pochodzące z firmy nadwoziowej Touring.

Zadanie dla Jasia

To tylko część samochodowych zbiorów Jana i Macieja Pedów – ta wyremontowana i godna ekspozycji. W kolejce do prac rekonstrukcyjnych czekają m.in. amerykański samochód Willys-Overland 90 z 1919 roku oraz Lancia Aprilia z 1940 roku, zaprojektowana przez samego Pininfarinę. A i niektórym z odnowionych niegdyś pojazdów należy się odświeżenie. Przede wszystkim Studebakerowi, który od rekonstrukcji w 1970 roku cały czas jest „na chodzie”. Maciejowi Pedzie zajęć więc nie brakuje, a twierdzi, że starczy ich również dla Jasia. Jasio to jego syn. Imię dostał po dziadku i mimo, że jest jeszcze mały, już przejawia motoryzacyjne zainteresowania. Cóż, u Pedów to rodzinne.

Tekst i zdjęcia: Jerzy Kozierkiewicz

Gostyńmiasto w woj. wielkopolskim, powiat gostyński, siedziba gminy miejsko-wiejskiej Gostyń.

GPS – N: 51°52’42”  E: 17°00’43”

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *