„Autopodróże.pl wyprawy w przeszłość” należy potraktować z nutą wyobraźni. Wykorzystując prasę XIX i XX wieku oraz inne źródła, staramy się przybliżyć tamte lata poprzez wydarzenia związane z motoryzacją, turystyką, gospodarką. To wyprawy w naszą przeszłość oczami ludzi wtedy żyjących. Nie stronimy także od wydarzeń współczesnych, opisów historycznych powstałych obecnie czy ważnych jubileuszy. Wszystko jednak powinno mieć związek z historią.

Kapitan Szydelski testuje Renault o mocy 6 KM

„Wycieczka do Fajsławic” to relacja, znanego w okresie międzywojennym autora, kpt. Stanisława Szydelskiego z jazdy samochodem Renault, opublikowana w czasopiśmie „Auto” w 1923 r.  W sposobie napisania można doszukać się podobieństwa do współczesnych artykułów opisujących testowanie aut, może z wyłączeniem osobistych dygresji towarzyskich.

 WYCIECZKA DO FAJSŁAWIC

Tow. Omnium-Automobile w Warszawie, zaproponowało mi wypróbowanie samochodu marki Renault 6 KM. Z przyjemnością zgodziłem się na to znając wysoki poziom wyrobów marki Renault. Ponieważ chciałem samochodzik ten wypróbować dokładnie więc pogodziłem przyjemne z pożytecznem i postanowiłem złożyć na nim wizytę WPP. Florkowskim w Fajsławicach (koło Piask). Jedzie się tam cały czas szosą lubelską a więc względnie dobrą, a cała odległość wynosi 205 km. to jest przestrzeń wystarczająca do wypróbowania samochodu.

W niedzielę dnia 15 b.m. raniutko o 6.tej oglądnąłem raz jeszcze wóz, który otrzymałem w sobotę popołudniu – nasmarowałem zapomocą Tecalemitu wszystkie smarownice co dzięki temu bajecznemu wynalazkowi trwało tylko 3 minuty, napełniłem zbiornik benzyną do pełna, zabrałem matkę, a z nią pojechałem jeszcze po p. Doncieux dyrektora tow. Omnium-Automobile, który po długich prośbach zgodził się też jechać z nami. Chodziło mi bardzo o jego obecność podczas tej jazdy by w razie wypadku mógł sam naocznie stwierdzić jak to się odbyło. Oczywiście niemniejszą rolę grała tu chęć posiadania tak miłego i nieocenionego towarzystwa jakim jest p. Doncieux.

Samochód 6-cio konny Renault jest naprawdę cackiem. Posiada wszelkie cechy dużego samochodu: rama normalna z fałszywą rama na silnik; rozstaw kół 1 m 150 cm, rozstawa osi 2 m. 450, całkowita długość samochodu wynosi 3 m.200, szerokość 1 m. 370 cm. Resory przednie eliptyczne 800 mm. Długości 1m. 40 mm. szer. resor tylny jest poprzeczny długości 1 metr i szer. 40 mm.

Silnik o cylindrach odlanych w bloku, zawory nachylone, z jednej strony. Średnica 58 mm. Skok 90, objętość  cyl. 950 cm. Rozrząd zapomocą pompki trybowej. Zawartość oliwy w karterze 3 litry. Chłodzenie wodą zapomocą termosyfonu, dwie chłodnice specjalnego typu Renault, umieszczone po obu stronach za silnikiem. Zapał zapomocą magneto. Rozpylacz syst. Renault z samoczynnym hamowanym dopływem powietrza. Zbiornik umieszczony prze kierowcą pod przegroda. Zawiera 20 litrów benzyny. Do oświetlenia służy „Dynamotor” który jednocześnie nabija akumulatory i służy do startowania.

Skrzynia biegów, osłona wału Kardana i most tylny tworzą jeden blok. Sprzęgło stożkowe odwrotne. Skrzynia biegów posiada trzy biegi w przód i jeden wstecz. Stosunek obrotów: przy 1000 obrotach silnika wał Kardana robi przy pierwszej przekładni 280 obr. przy drugiej 526 obr. zaś przy trzeciej bezpośredniej 1000 obr. Przeniesienie mocy silnika odbywa się za pomocą wału Kardana opatrzonego w jeden tylko przegub. Popychanie i reakcje pochłania osłona wału Kardana. Tylny most składa się z dwu muszli stalowych i dwu trabek z prasowanej stali wciśniętych i znitowanych w muszle. Tryby napędu z nacięciem Gleasona.

Dwa hamulce działające na koła tylne. Kierownica za pomocą śruby bez końca z prawej lub lewej strony, wedle zamówienia. Oś przednia z kutej stali. Nawoźnia śliczna. Dwa siedzenia z przodu i jedno z tyłu. To tylne jest nieco mniej wygodne z powodu tego, iż wszelkie wstrząsy więcej się na niem odczuwa. Koła tarczowe wymiaru 700×80 (26×3). Waga samego podwozia 425 kg z nawoźnią zaś narzędziami i kołem zapasowym czyli gotowy do jazdy 720 kg. Wszystkie smarownice zastosowane do Tecalemitu.

Wyjechaliśmy z Warszawy 6-17. Pogoda cudna silnik pracuje znakomicie – wycieczka zapowiada się więc wspaniale. Zaraz za Wawrem mamy wątpliwości co do kierunku drogi; zapytana dziewczyna wskazuje nam fałszywy kierunek bo drogę prowadzącą do N. Mińska, jednak po kilku kilometrach pytamy raz jeszcze jakiegoś podróżnego, który nas naprowadza na dobrą drogę. Tracimy siedem minut na błądzenie i 6,45 jedziemy drogą właściwą. Szosa niezła więc puszczam maszynę i zaczynamy stopować kilometry. Pierwszy 55 sek. Czyli średnia 65 km. godz. Następnie 52 sek. czyli średnia  65 km. godz. Dalej 48 sek. czyli 75 km. godz. itp. W Kołbieli jesteśmy 7-30, w Garwolinie 7-49 czyli na przebycie 20 kilometrów Kołbiel-Garwolin zużywamy tylko 19 minut. W Moszczance 8-27 (42 km w 38 minut). Przez cały czas zmieniam bieg na drugi raz na torze za Wawrem dla oszczędzenia resorów gdyż przejazd wyłożony fatalnym brukiem, drugi raz na najdłuższej górze pod samym Lublinem, zresztą wszystko trzecim biegiem.

W Lublinie poszukiwania za benzyną, wskazują nam garaż „Przyszłość” przy ul. Namiestnikowskiej. Wjeżdżamy tam, okazuje się, że właściciela niema. Wreszcie po długich prośbach wydają nam benzynę, ale możemy nabyć tylko 8 albo 16 kg. Na moje zapytanie dlaczego taka norma wyjaśnia nam sprzedający, iż mają bańkę 8-mio kilową i tak tylko mogą sprzedawać gdy z wagi niema. Nie pomaga moje tłumaczenie iż w bańce można sprzedawać benzynę na litry gdyż waga benzyny w tej samej bańce jest zawsze różna w zależności od ciężaru gatunkowego benzyny, obywatelów jest nie do przegadania. W końcu liczą nam horendalną cenę 15000 Mk. za kilogram. Tak to biedny automobilista podróżujący po Polsce już w wojewódzkiem mieście Lublinie narażony jest na duże poszukiwania – cóż mówić o mniejszych miastach. Że też żadne Towarzystwo większe jak „Oleum”, „Nobel” lub t. p. nie zorganizuje stacji benzynowych przynajmniej w większych miastach!

Dolewamy przy tej sposobności nieco oliwy o silnika i o godz. 10-50 opuszczamy Lublin. Zaraz za Lublinem mamy pecha, oto wyciągamy z lewej przedniej opony ogromny gwóźdź na jaki nawet Inwulner by nie pomógł. Był to zdaje się gwóźdź jakim przybite są obręcze do kół w wozach. Zamiana koła zabiera nam 10 minut czasu. W Piaskach jesteśmy o godz. 11,25 a w Fajsławicach o 11,35. Cala więc podróż z warszawy do Fajsławic czyli 205 km. trwała 3 godz. 51 minut uwzględniając 1 godz. 10 min postoju w Lublinie, 10 na zmianę kola i 7 minut błądzenia za Wawrem.

Jeżeli weźmiemy pod uwagę tylko jazdę z Wawra skąd dopiero zacząłem jechać szybko to mamy 192 km w 3 godz. 20 minutach czyli ze szybkością średnią ponad 59 km., godz. co dla 6 konnego samochodziku ważącego 720 kg. Obciążonego do tego trzema pasażerami jest rezultatem pierwszorzędnym. Samochodzik ten kieruje się kolosalną łatwością i trzyma drogę doskonale – przypuszczam, że i na mokrej drodze nie powinien zarzucać.

Wjazd do dworu – widok współczesny (Google).

W Fajsławicach przybycie nasze narobiło ruchu.  Część młodsza domu nie mogła się ukazać gdyż z powodu panującego gorąca była ubrana bardzo „letnio”, pani domu zaś była w kościele. My także musieliśmy przed witaniem się nieco opylić nasze stroje no i zużyć masę wody na rączki. Wreszcie po umyciu się i oczyszczeniu zaraz po przywitaniu się i przeproszeniu za tak nagły i niespodziewany najazd poszliśmy do stawu by wykąpać się gdyż gorąco nie dawało nam żyć. Następnie nieco już rzeźwiejsi zaczęliśmy się znęcać nad porzeczkami w ogrodzie.

Przy obiedzie dopiero my „Warszawiacy” objaśnialiśmy arkana wielkiej polityki, p. Doncieux opowiadał swoje spostrzeżenia i uwagi o Polsce i t. p. Mieliśmy pobożny zamiar wracać o 5-tej do Warszawy by za dnia dojechać lecz gościnni gospodarze słyszeć o tem nie chcieli. Przystaliśmy z przyjemnością na przedłużenie terminu odjazdu tembardziej, że należało jeszcze przezornie naprawić koło zepsute pod Lublinem gdyż kiszki zapasowej nie mieliśmy ani jednej. Po zdemontowaniu opony okazało się, że ów gwóźdź ogromny zrobił nam okropną szkodę, w kiszce było kilkanaście mniejszych i większych dziur. Zaczęliśmy łatać za pomocą ręcznego „5 Minute wulkanizer” i „Masticu” Michelina. Po kilku naprawach jednak okazało się powietrze dalej uchodzi „jak gdyby nigdy nic”. Daliśmy więc za wygraną i postanowiliśmy ewentualnie naprawić w drodze tę kiszkę, która nam się zepsuje.

Teraz poszedł w ruch aparat fotograficzny, zaczęło się uwiecznianie naszego pobytu. We wszystkich zdjęciach niemałą, może dominującą rolę grał 6-tygodniowy projekt na buldoga zwany „Bobo”. Mila ta psina jst rzeczywiście czarująca i nic się temu nie dziwie, ż jest ulubieńcem wszystkich. P.T. Czytelnicy mogą ją też podziwiać na załączonej fotografi.

Po kilku zdjęciach przed pałacem poszliśmy jeszcze raz do ślicznego parku i na folwark gdzie oglądaliśmy konie (znowu zdjęcie) potem samochody (Arbenz ciężarowy i Panhard osobowy) by po powrocie zasiąść do podwieczorku (na wsi ciągle się je). Dowiadujemy się, iż urodzaje prześliczne i żniwa zaczną się lada dzień. Pod Wawrem widzieliśmy już zresztą zboże w snopkach.

Przypominam sobie ze wzruszeniem czasy wielkiej wojny kiedy to Fajsławice były dla mnie jedyną ostoją – tu przyjeżdżając na urlopy z włoskiego frontu wypoczywałem fizycznie i moralnie, tu dowiadywałem się dopiero co się w kraju dzieje, tu nabierałem otuchy co do przyszłości Polski widząc wszędzie niestrudzoną pracę dla Niej.

Kościół w Fajsławicach (Google)

W Fajsławicach widziałem jeszcze przed wojną pierwsze szkółki dla ludu, współdzielnie i mleczarnie zorganizowane przez wieś pod egidą dworu. Tu też widziałem po raz pierwszy obecnego prezydenta Rzeczypospolitej kiedy jako inspektor współdzielni przyjechał z wizytą. Wspomnienia cisną się jedne za drugim jednak muszę uważać na tok rozmowy by nie stracić nic z nowinek P. Doncieux opowiada na odmiane o życiu we Francji.

Czas mija szybko przy miłej pogawędce i ani się spostrzegamy jak proszą do kolacji. Zjadamy ją szybko i dziękując miłym gospodarstwu za gościnę zabieramy się o godz. 10-20 w drogę powrotną. Przedtem jeszcze naciągam p. Florkowskiego na pożyczkę 6 kg. Benzyny za co mi teraz jeszcze wstyd. Najechać kogoś, męczyć przez dzień cały i jeszcze brać od Niego benzynę to już  doprawdy dużo.

Regulujemy jeszcze przed wyjazdem nasze reflektory i w drogę. Drogę powrotną odbywamy bez najmniejszego wypadku. Pod Gończycami zaczynają mi się ozy kleić (prawdopodobnie wskutek sutych imienin odbytych poprzedniego wieczoru w Warszawie) tak, ze zmuszony jestem prosić p. Doncieux o prowadzenie samochodu.

Przybywamy do Warszawy o godz. 3,25. Podróż powrotna trwała 4 godz. 25 min. To jest jechaliśmy z szybkością średnią około 46 km na godz.

Samochód zużył 7 litr. 300 gr. benzyny na 100 km. Co do oliwy to zużywa on około 300 gramów na 100 km. Na przestrzeni 205 km nie dolewaliśmy oliwy. Na równej drodze samochód ten bardzo szybko się rozbiega. Po 600 metrach osiągnąłem nim prędkość 64 km. Po stu metrach osiąga on szybkość 42 km. godz. po dwustu 50 km. godz. i po 400 m 60 km. na godz. Widzimy z tego, ze samochód ten przybiera najwięcej na szybkości po pierwszych stu metrach.

Hamulec działa wspaniale. Samochód przy szybkości 60 km. godz. daje się hamować na przestrzeni 40 metrów zapomocą jednego tylko hamulca.

Oczywiście nie miałem tego samochodu długo w rękach by przesądzać o jeo trwałości jednak po przebyciu z górą 400 km. nie zauważyłem żadnego stukania ani też luzu tak, że mam wrażenie iż jest to także trwały bardzo wózek jak i wszystkie wyroby firmy Renault. Stanisław Szydelski  kpt.

Opr. KOJ

(Zachowana oryginalna pisownia i interpunkcja).

Zdjęcia (wybór redakcji): Renault, Google, dwutygodnik „Auto”.

Od Redakcji: Rodzina państwa Florkowskich była w posiadaniu dworu w Fajsławicach do 1944 r.

 

 

 

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *