Temat poruszony w miesięczniku „Auto i Turysta” w 1930 r. jest chyba aktualny także i dziś. Kultury i życzliwości na drodze nie uporządkują żadne przepisy. To zależy od zachowania nas samych.
Na szosie stoi auto. Nieopodal kierowca wśród licznych, rozrzuconych na ziemi narzędzi z umorusaną twarzą, czarnemi od smarów rękami rozpaczliwie wymachuje, chcąc zatrzymać przejeżdżający szosą samochód. Jakiś defekt w silniku i nieszczęsny kierowca bez obcej pomocy nie może sobie dać rady. Stoi tak już parę godzin. Na szosie ruch nieduży, auta przejeżdżają dość rzadko. Godzinę temu jechał autobus, ale szofer opuścił głowę, dodał gazu i przemknął szybko, udając że nie widzi znaków „rozbitka”. Podobnie zachował się jeden pan z eleganckiej limuzyny i jeden z ciężarowego wozu.
⁕⁕⁕
Od paru dni trwa posucha; na drodze kurz wdziera się niemiłosiernie w oczy. Mały 6 H P pnie się leniwie pod górę. W pewnym momencie dogania go silny ośmiocylindrowiec. Przez chwilę pasażerowie wielkiego torpeda duszą się w kurzu, korzystając jednak z szerszego odcinka drogi szofer wymija szybko małe auto, zajeżdża mu „przed nos” i wówczas… nie śpiesząc się już, systematycznie zasypuje „mniejszego” tumanami piachu i kurzu na przestrzeni dziesięciu kilometrów…
⁕⁕⁕
Niestety podobnych wypadków przytoczyć można ogromną ilość. Nie wszystkie przypadną wzajemnej zależności w ruchu samochodowym można podciągnąć pod przepisy policyjne. I ta luka, która może być wypełniona tylko paru słowami: „grzeczność i dobra wola” – często jednak jest przyczyną wielu przykrości, a nawet wypadków czy katastrof. Nie oskarżamy tutaj bynajmniej ogółu kierowców, ale warunki życia automobilistów – zwłaszcza u nas w kraju – wymagają specjalnie rozwiniętego poczucia koleżeńskości i chęci świadczenia wzajemnych grzeczności.
W państwach, gdzie automobilizm stoi już na wysokim stopniu rozwoju, „grzeczność” została… zorganizowana. Dość wspomnieć o licznych patrolach technicznych i sanitarnych, które krążą p wszystkich szosach, o niezliczonej ilości stacji benzynowych, porozmieszczanych co kilkanaście kilometrów, o szosach oświetlonych elektrycznością i t. p.
U nas to jeszcze pieśń przyszłości…
Do czasu wprowadzenia tych wszystkich udogodnień musimy wzajemną pomocą, kurtazją i życzliwością ratować się wzajemnie w przygodzie i nieszczęściu.
Widziałem, podróżując po Szwajcar j i berlińskim wozem, jak wszystkie niemieckie auta głośnemi, radosnemi okrzykami witały swego kolegę – w sposób zresztą dość oryginalny – wykrzykując „Ein-a” (jest to znak samochodów z Berlina „1 A”).
U nas niestety nasze znaki miast i kraju nie budzą tego poczucia koleżeńskości.
Psie figle, gdyż inaczej nazwać nie można niektórych wypadków humoru pp. kierowców, – są u nas na porządku dziennym, niegrzeczne zachowywanie się wobec kolegów automobilistów zdarzają się niestety zbyt często.
Ten stan rzeczy nie powinien nadal istnieć. Trzeba, aby słowa „grzeczność i dobra wola” były pierwszemi w słowniku automobilisty polskiego.
Stefan Krukowski
(Zachowana oryginalna pisownie i interpunkcja)
Ilustracje (wybór redakcji): rysunki w prasy międzywojennej