W stulecie Fiata w Polsce warto przypomnieć najmniejszy przedwojenny samochód tej marki – „pięćsetkę”, zwaną popularnie Topolino, czyli po włosku „Myszka”. Model ten był produkowany także u nas tuż przed wojną. Powstało niewiele tych aut, a jeszcze mniej dotrwało do naszych czasów.
Fiat Topolino, jak twierdzą niektórzy najmniejsze auto świata swoich czasów, nazwę „Myszka” zawdzięcza niewielkim rozmiarom i szaremu kolorowi nadwozia, który zastosowano w pierwszych partiach samochodów. Choć powstawał w Polsce, jest u nas niemal całkowicie zapomniany, znany głównie miłośnikom dawnej motoryzacji.Przyjrzyjmy się więc temu maluchowi – autku o długości 3215 mm, szerokości 1275 mm i wysokości 1377 mm, ważącemu zaledwie 535 kg. Było dwuosobowe, miało 110-litrowy bagażnik mieszczący 50 kg ładunku. Napędzał je czterosuwowy, czterocylindrowy silnik o pojemności 569 ccm i mocy 13 KM. Mógł on rozpędzić małego Fiata do prędkości ok. 85 km/h i zużywał 6 litrów paliwa na 100 kilometrów. Zachwalano go więc jako „najoszczędniejszy samochód świata”.
Jego projektantem był Dante Giacosa. Ten sam, który po latach stworzył słynną „pięćsetkę” (Nuova 500, która zmotoryzowała Włochy), a potem tak popularnego, zwłaszcza u nas, Fiata 126. Można więc powiedzieć, że Topolino to „dziadek” naszego „malucha”.
Fiat 500 Topolino. Zdjęcie z 1936 r.
Pierwsze Fiaty Topolino pojawiły się w Polsce już w 1936 roku, niedługo po włoskiej premierze, a potem wyjeżdżały z warszawskiego zakładu Polskiego Fiata przy ul. Sapieżyńskiej 6. Stworzono tam dla nich specjalną linię montażową, na której w 1938 roku powstawało miesięcznie 50 samochodzików. Według reklam spółki Polski Fiat S.A., były one montowane z zagranicznych zespołów „przy zastosowaniu licznych materiałów krajowych”. Fiaty Topolino, jak można przeczytać w książce „Automobilizm w Warszawie do roku 1939”, wykorzystywała m.in. poczta.
Strona z miesięcznika ATS (Auto Technika Samochodowa) z relacją z wyprawy Topolino.
Niewątpliwie reklamowy dla auta charakter miała podróż „Pięćsetką” przez Alpy, w którą wybrał się inż. Tadeusz Marchlewski i opisał ją szczegółowo w miesięczniku ATS (nr 11 z 1937 roku). Podkreślał, że dwuosobowy Fiat 500 montowany jest w Polsce, chwalił pojemność tego samochodu pisząc, że „mieszczą się w nim wygodnie dwie spore walizki i dwa nesesery” oraz dodając, że „należy je jednak dobrze przymocować pasami dla uniknięcia obcierania w czasie jazdy”. Autor przejechał w ciągu 16 dni 4014 km po drogach Polski, Czechosłowacji, Austrii, Niemiec i Włoch, podając np. średnie prędkości podróży (45 km w Polsce, 48 km w Austrii i Czechosłowacji, a aż 64 km w Niemczech i 60 km w Italii).
Fragment warszawskiej książki telefonicznej z 1938 r. z kontaktem do Tadeusza Marchlewskiego. Mieszkał na ul. Zakroczymskiej, czyli tuż przy zakładach Fiata na Sapieżyńskiej.
Warto wspomnieć, kim był ów podróżnik. Nie tylko dyrektorem zakładu Polskiego Fiata przy ul. Sapieżyńskiej, w którym montowano Topolino. Jako członek Automobilklubu Polskiego z powodzeniem startował (oczywiście na Fiatach) w wielu imprezach sportowych. Był osobą powszechnie poważaną, toteż jego uwagi o samochodzie i jego możliwościach ewentualni nabywcy Topolino mogli traktować z uwagą.
Samochody w służbie Poczty Polskiej – pierwszy z prawej Topolino, dalej Fiat 508 i furgon Chevrolet. Zdjęcie z 1937 r.
Możliwości Polskich Fiatów, w tym Topolino, były szeroko podkreślane w licznych reklamach publikowanych przez przedwojenną prasę motoryzacyjną. Np. z reklamy tych samochodów w marcowym numerze miesięcznika „Auto i Technika Samochodowa” dowiadujemy się, że Fiaty zwyciężyły w Pierwszym Rajdzie Zimowym w 1938 r., a Fiaty 500, czyli właśnie Topolino zajęły szóste i siódme miejsce w klasyfikacji ogólnej.
Za Topolino trzeba było w Polsce zapłacić 3800 złotych. To wcale niemało w porównaniu z ceną najpopularniejszego u nas osobowego Polskiego Fiata 508, który z dwudrzwiową karoserią kosztował 5400 złotych. Jednak od 1938 roku cena za 508 spadła w związku z wprowadzeniem 20 procent ulgi podatkowej. Prawdopodobnie staniałoby też i Topolino, ale… nie zdążyło. Produkcję i montaż samochodów przerwał wybuch II wojny światowej.
Jedna z reklam Fiata 500 Topolino.
Wojnę przetrwały w Polsce tylko nieliczne samochody, a te, które ocalały, zostały z czasem zajeżdżone i w większości z powodu braku części trafiały na złom lub dokonywały żywota gdzieś pod płotem. Topolino zniknęły więc z pamięci większości kierowców. Przynajmniej w Polsce, gdzie wprawdzie po wojnie próbowano reaktywować współpracę z Fiatem, budując fabrykę w Warszawie na Żeraniu. Jednak, jak wiadomo, w 1946 roku FSO przystosowano do produkcji samochodów osobowych Warszawa na radzieckiej licencji Pobiedy i minęło wiele lat do czasu, gdy z fabryki znów zaczęły wyjeżdżać Polskie Fiaty 125p. To już jednak inna historia.
We Włoszech zaś model Fiat 500 Topolino był po wojennej przerwie nadal wytwarzany w Turynie i modernizowany. Powstawały wersje oznaczane literami B (w latach 1948-49) i C (lata 1949-55), wprowadzono też odmiany Giardiniera oraz Belvedere – pierwsze kombi w ofercie Fiata. Do Polski one jednak nie trafiały. Wprawdzie Jerzy Kossowski, naczelny redaktor magazynu „Automobilista” twierdzi, że tuż po wojnie sprowadzono do nas z Włoch pewną partię Fiatów Topolino, które sprzedano głównie lekarzom z prowincji, ale i one rozpłynęły się w niebycie.
Francuska wersja Topolino ze zbiorów Narodowego Muzeum Techniki. Zdjęcie wykonane kilka lat temu na terenie nieistniejących już Zakładów Norblina w Warszawie przy ul. Prostej.
Możliwe, że niektóre z aut posiadanych obecnie przez polskich kolekcjonerów, pochodzi właśnie z tych dostaw, a nie z polskiej montowni. Trudno to teraz ustalić, zaginęła bowiem większość dokumentacji na ten temat. Sytuację komplikuje też fakt, że najmniejsze Fiaciki były produkowano na licencji również we Francji jako model Simca 5 i w Niemczech – pod marką NSU.
Inne ujęcie Topolino podczas zdjęć w Zakładach Norblina.
Taką francuską wersję Topolino ma w swych zbiorach Narodowe Muzeum Techniki. Czerwone autko z czarnymi błotnikami pochodzące z 1936 roku zostało kupione od osoby prywatnej w 1978 roku. Jest lekko niekompletne, brakuje w nim jednego fotela i jednej klamki w drzwiach.
Dwa Fiaty Topolino ma też w swojej kolekcji prywatne Muzeum Motoryzacji i Techniki w Otrębusach koło Warszawy. Oba są w dobrym stanie, jeżdżące i znajdują się na ekspozycji. – Czerwone ma na pewno włosko-polskie pochodzenie, czyli jest Polskim Fiatem – twierdzi Patryk Mikiciuk, dziennikarz motoryzacyjny rodzinnie związany z muzeum. – Drugi, beżowy może być NSU lub Simcą.
Topolino pana Jacka Balickiego podczas prezentacji na targach w Poznaniu.
Ile sztuk Topolino jest obecnie w Polsce? Na to pytanie też trudno odpowiedzieć, bo ich liczba się zmienia, a wśród ogłoszeń motoryzacyjnych pojawiają się oferty sprzedaży tych samochodów, z których część może pochodzić zza granicy, również wschodniej. Ceny też są różne, zależne od wieku, stanu technicznego, a także… fantazji sprzedawców.
Oryginalna instrukcja obsługi Fiata Topolino w posiadaniu pana Jacka Balickiego, wydana w Turynie w sierpniu 1939 r.
W ogłoszeniach pojawiają się też anonse o sprzedaży różnych elementów Topolino, które mogą przydać się pasjonatom odbudowującym te auta. Nie jest to łatwe. Jak opowiadał Jacek Balicki z Bielska-Białej, wiceprezes Automobilklubu Beskidzkiego ds. pojazdów zabytkowych i szef tamtejszego Muzeum Motoryzacji, a prywatnie kolekcjoner mający w swych zbiorach Topolino, do tego auta nic nie pasuje. – Wszystkie części są maleńkie. Niektóre nietypowe, jak panewki wlewane w korbowody, więc jeżdżę z nimi do zaprzyjaźnionej firmy w Czechach. Tam też zdobyłem gaźnik i aparat zapłonowy do auta, natomiast kompletny silnik dolnozaworowy udało mi się kupić w Poznaniu, a opony „piętnastki” dopasowałem z Citroena 2CV – wspominał wieloletnie trudy przy odbudowie Topolino.
Europejski zlot Fiatów Topolino na krakowskim Rynku w czerwcu 2013 r.
W Polsce nie ma formalnej grupy gromadzącej „topolinistów”. Współpracują z największym Topolino Autoclub Italia i innymi klubami z różnych krajów, a przede wszystkim działają w licznych polskich klubach miłośników włoskiej motoryzacji. To na ich imprezach – zjazdach i pokazach możemy zobaczyć wciąż jeżdżące „Myszki”. Zwykle są to pojedyncze egzemplarze „topolinek”. Ich wielbiciele do tej pory wspominają wielką imprezę sprzed siedmiu lat pod nazwą „Polska droga Fiata”. W zlocie uczestniczyło około 40 Fiatów 500 zbudowanych w latach 1936-55.
Auta zjechały na imprezę z Niemiec, Belgii, Austrii, Szwajcarii, Holandii, Francji, Szwecji oraz Włoch. Polskę reprezentowało czerwone Topolino z 1937 roku – najstarsze auto zlotu. Ten przykład też pokazuje, jak zostały u nas zapomniane maleńkie przedwojenne fiaciki. O istnieniu takiego modelu nie wiedziało nawet wielu pracowników tyskiej fabryki FCA, z którymi rozmawialiśmy kilka lat temu podczas Dnia Rodzinnego firmy. Oglądali z ciekawością wystawione wówczas Topolino i dziwili się, że takie maluszki powstawały w Polsce.
Topolino pokazane podczas Dnia Rodzinnego w Tychach. W takich kolorach nie był produkowany – to już fantazja właściciela.
Faktem jest, iż ich ślady niemalże zaginęły. Nie tylko ślady samochodów. Nie istnieją już miejsca, w których przed wojną produkowano i serwisowano w Warszawie Polskie Fiaty. Przetoczył się po nich walec II wojny światowej i teraz tylko z krótkich wzmianek oraz nielicznych fotografii można próbować odtwarzać tamtą historię.
O wynikach poszukiwań śladów Topolino w Warszawie napiszemy w następnym artykule.
- Tekst: Anna Borsukiewicz
- Zdjęcia: J. Kozierkiewicz, NAC, Fiat.