„Autopodróże.pl wyprawy w przeszłość” należy potraktować z nutą wyobraźni. Wykorzystując prasę XIX i XX wieku oraz inne źródła, staramy się przybliżyć tamte lata poprzez wydarzenia związane z motoryzacją, turystyką, gospodarką. To wyprawy w naszą przeszłość oczami ludzi wtedy żyjących. Nie stronimy także od wydarzeń współczesnych, opisów historycznych powstałych obecnie czy ważnych jubileuszy. Wszystko jednak powinno mieć związek z historią.

10 plag automobilisty polskiego

„Plagi automobilistów” istnieją bez względu na epokę. Niektóre z nich mamy i obecnie. Może stosujemy tylko inne formy perswazji. O przeszkodach czyhających na kierowców w 1928 r. można przeczytać w felietonie z „Tygodnika Automobilisty i Lotnika”.

Nie trzeba tu się zabardzo głowić, żeby te 10 plag automobilisly polskiego odnaleźć. Trudniej daleko – ale me kierowców to sprawa – na owe 10 plag znaleźć lekarstwo.

Pierwsza plaga – to oczywiście droga taka, jaka łączy, np. Warszawę z Radomiem. Na niektórych odcinkach tej arcyważnej arterji najlepiej resorowane i najsilniejsze wozy nie powinny posuwać się z szybkością większą niż 20 klm. Jak złu zaradzić? Oddać pod sąd cały skład technicznego nadzoru takich „szos”, zbadawszy uprzednio jak dysponowano funduszami na ich konserwację.

Drugą plagą są śpiący woźnice i niezjeżdżające na bok fury. Trzecią plagą – pasące się lub spacerujące na szosach bydło i korne, kury, trzoda chlewna – no i nieszczęsne gęsi, których ginie codziennie kilka tuzinów na szlakach polskich, na co rady niema, gdyż gęsi potrafią lecieć całą chmarą, w powietrzu atakując pędzącą maszynę. Kto tu mógłby poradzi? Szkolenie ludności za pomocą obwieszczeń – a grunt kar, nakładanych przez lotne patrole policji, których polski sport automobilowy domaga się oddawna.

Szkolenie pomoże również na plagę czwartą: dzieci. Na 78 klm. między Radomiem a Kielcami pięcioro dzieci rzucało kamieniami w samochód; grupa bachorów zastawiła szeregiem szosę z głupich żartów; troje dzieci przebiegło tuż przed samochodem „dla sportu”, jeden 10 letni spryciarz zdążył pod Szydłowcem przejechać po grzbiecie kierowcy batem – i uciec potem w pole. Czy nie rozmowy „dorosłych” nastroiły tego brzdąca tak „wrogo” do automobilizmu?

Plagą piątą są różne kolejki, przecinające gładką i dobrą szosę ostremi kantami szyn. I tak zdarzają się wypadki, jak na szosie Pińczów – Kielce, że kolejka urządza sobie bocznicę w poprzek szosy, przytem szyny są położone tam kilkakrotnie na podkładach, a podkłady poprostu leżą na szosie. Jedyną, szybko skutkującą radą byłoby odnaleźć inżyniera ruchu takiej kolejki i bić go tak długo flachcęgami po tępej głowie, aż zrozumie – że to boli.

Zaczem idzie plaga szósta, t.j. sam pan dozorca czy majster szosowy, który zapala czerwoną latarkę przy naprawianej szosie kiedy chce, a kupy szutra i pryzmy kamieni z reguły układa lub układać pozwala na samym wirażu, na wewnętrznym jego łuku. Na każdym wirażu w Polsce – śmiem to twierdzić – całemi miesiącami leży taka solidna propozycyjka do wywalenia się.

Plaga siódma – to jarmarki, urządzane w miasteczkach właśnie na szosach, biegnących przez nie; plaga ósma – to straszliwe wjazdy i wyjazdy z miast powiatowych i nawet wojewódzkich i nawet stołecznych; winni tu są już bezwzględnie przedstawiciele i kierownicy władzy administracyjnej, którzy ze względu na bezpieczeństwo publiczne mieliby prawo i słuszność do ostrego działania w tej mierze na samorządy, które należy poprostu zmuszać do liczenia się z elementarnemi wymaganiami komunikacji samochodowej.

O pladze dziewiątej – zabytku wieków średnich – t.j. o rogatkach, przy których żydek żąda myta w postaci pół – czy – dwu-złotówek – już pisaliśmy również niejednokrotnie. Żyda takiego – choćby wypadkiem był chrześcijaninem, należy wydrwić, zbesztać, czy obić wreszcie, ale w żadnym razie na jego żądania się niegodzić. Na tę szykanę, skoro sprawa zniesienia rogatek tak się przewleka, pomimo wielokrotnych nalegań całej opinji publicznej polskiej – odpowiedzieć trudno inaczej.

Dziesiątą (czyżby ostatnią?!) plagą automobilisty – jest sam automobilista – ten niedołężny, lekkomyślny i „podgazowany”. Niestety, tak! Ale myślimy tu głównie o kierowcach autobusowych. Piszącemu te słowa zdarzyło się, że na tuzin spotkanych w nocy autobusów ani jeden nie zgasił reflektorów. Niektórzy z tych złośliwych partaczy mają przy sobie ciemne szkła które zakładają, aby niedać się oślepić, sami zaś ani nie przyhamowywują przy mijaniu maszyn.

Ach, gdyby tak można było za każdą z tych dziesięciu plag – wsypać komu należy choćby po jednej…      Twos

(Zachowana oryginalna pisownie)

Ilustracje (wybór redakcji): rysunki z pisma motoryzacyjnych lat dwudziestych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *