Tym razem samochód był nam potrzebny tylko do dojechania do Gruszek – leśnej osady na skraju Białowieskiego Parku Narodowego, w pobliżu gminnej wsi Narewka (woj. podlaskie). Potem przesiedliśmy się na rowery, by przez kilka dni przemierzać na nich puszczańskie dukty i podziwiać przyrodę: uroczyska, mokradła, ogromne stare drzewa, malowniczą rzekę Narewka, szukać śladów żyjącej tam zwierzyny.
Gruszki są siedzibą Nadleśnictwa Browsk, które wyznaczyło kilka szlaków turystycznych, pieszych i przeznaczonych dla rowerzystów, pozwalających dotrzeć do najciekawszych miejsc w tej części puszczy.
Miejsce to wybraliśmy z kilku powodów. Te praktyczne, to możliwość zamieszkania w jednym z pensjonacików na terenie nadleśnictwa oraz usytuowanie Gruszek tuż przy wjeździe do puszczy, bez zgiełku autokarowych wycieczek. Równie ważne były względy osobiste. Tu, na skraju lasu przed wojną mieściła się gajówka, w której mieszkał nasz dziadek Antoni Kozierkiewicz. Z niej wraz z całą rodziną 10 lutego 1940 roku został przez Rosjan wywieziony na Syberię. Postanowiliśmy więc poszukać śladów domu spalonego podczas wojny.
Tylko fundamenty
Jego zdjęć zachowało się zaledwie kilka. Widać na nich drewniany dom z ogródkiem uprawianym przez babcię. Odszukanie pozostałości gajówki nie było więc łatwe, bo przez kilkadziesiąt lat wszystko się zmieniło, a las objął we władanie cały teren dawnego gospodarstwa. Przedzierając się między krzakami i starymi już drzewami natrafiamy w końcu na pozostałości betonowo-ziemnej piwnicy oraz resztki murowanych fundamentów domu. Są prawie niewidoczne, zarośnięte i pokryte ziemią. Za kilka lat znikną całkowicie.
Lepiej mieć dokumenty
Zaopatrzeni w mapę z zaznaczonymi trasami wyruszamy więc czarnym szlakiem rowerowym w głąb puszczy. Droga, początkowo asfaltowa, po pewnym czasie przechodzi w leśny dukt, ale jedzie się nim wygodnie. Nie można tylko nigdzie zboczyć, bo po obu stronach rozciągają się podmokłe tereny. Woda jest miejscami prawie czarna, a gdzie indziej pokryta warstwą zielonej rzęsy. Oglądamy podtopione drzewa, niektóre stojące, inne wywrócone – ich sterczące korzenie sprawiają niesamowite wrażenie. To nie zwykły, „cywilizowany” las. To prawdziwa, dzika puszcza.
Zafascynowani widokiem suchych pni drzew, sterczących z wody rozlewiska rzeki Braszczy i zajęci ich fotografowaniem prawie nie zauważamy, kiedy pojawia się przy nas terenowy samochód Straży Granicznej. Strażnicy są bardzo sympatyczni, pytają skąd przyjechaliśmy, ale uprzejmie pytają, czy mamy przy sobie dokumenty i proszą o ich okazanie. Obręb Ochronny Hwoźna (tak nazywa się ten fragment Puszczy Białowieskiej) leży przecież tuż przy granicy z Białorusią.
Szukając dzikich zwierząt
Niedługo potem mamy kolejne spotkanie – tym razem z dzikami. Przemknęły nam przez ścieżkę tak szybko, że nie zdążyliśmy wyciągnąć aparatów fotograficznych. Pamiętając, że „dzik jest dziki, dzik jest zły”, skręciliśmy więc w pierwszy z poprzecznych duktów. Zaczęliśmy też baczniej obserwować drogę i pobocza. Dzików jednak więcej nie było. Na błotnistej drodze zauważyliśmy za to duży odcisk kopyta. Żubra? Prawdopodobnie tak, bo byliśmy przecież w okolicy ścieżki nazwanej Tropem Żubra koło uroczyska Kosy Most i w głębi lasu widzieliśmy paśniki dla tych zwierząt.
Cóż. Podczas dnia trudno trafić na dziką zwierzynę. Choć jechaliśmy Wilczym Szlakiem, nie spotkaliśmy też (może i lepiej) wilków, a o obecności bobrów świadczyły tylko charakterystycznie „zatemperowane” przez nie pnie drzew (i stosowna tablica w miejscu, gdzie powinniśmy spotkać bobry). Ale i tak zatrzymywaliśmy się często, by oglądać mniej ruchliwe, a ciekawe okazy puszczańskiej przyrody – zwalone drzewa, malownicze porosty, mrowiska, a także grzyby, jadalne i niejadalne, rosnące na poboczach w niektórych miejscach tak obficie, że na własny użytek nazwę Wilczego Szlaku zmieniliśmy na „rydzowy”. Trudno zajmować się grzybobraniem podczas jazdy rowerem, zwłaszcza, gdy ma się do przepedałowania jeszcze sporo kilometrów. Musieliśmy się więc zadowolić sfotografowaniem kilku co ładniejszych okazów.
Mogliśmy też do woli napawać się urokiem największej puszczańskiej rzeki – Narewki, którą przy Kosym Moście ogląda się aż z dwóch mostów: drogowego i nieczynnego już, służącego niegdyś leśnej kolejce wąskotorowej.
Pozostały po niej szyny widoczne w wielu miejscach wzdłuż traktów i mini skansen zorganizowany na jednym z parkingów, przy uroczysku Głuszec. Miniaturowa lokomotywka, wagoniki, a wśród nich platforma załadowana pniami drzew pokazują jak wyglądał kiedyś leśny transport. Można wejść i sfotografować się w parowozie, lub w wagonie pasażerskim. Nie można tylko odjechać, bo cała ekspozycja jest statyczna. Ponoć na jej uruchomienie brakuje pieniędzy, podobnie jak na remont niedalekiej wieży widokowej, zamkniętej dla turystów (można do niej dojść dawna drogą myśliwską zwaną Carską Tropiną, wytyczoną czarnymi znakami). Na końcu drogi znajdzie się jednak informację, że wstęp na wieżę, z której można podziwiać puszczę, jest zabroniony.
Szlakiem świętego Eustachego
Święty Eustachy jest patronem myśliwych (starszym niż św. Hubert, który go „zdetronizował”), a oprócz tego strażaków, myśliwych, leśników i traperów. Jego ekumeniczną kapliczkę przed kilkoma laty odsłonięto w puszczy, na terenie Nadleśnictwa Browsk. Wybraliśmy się do niej malowniczym, „złotym” szlakiem św. Eustachego wiodącym puszczańskimi duktami, głównie poprzez mokradła.
Aby dotrzeć do kapliczki, trzeba zsiąść z roweru i wejść na wyłożoną drewnem ścieżkę (uwaga, może być ślisko!) prowadzącą do uschniętego już, wiekowego dębu Stiopy. To w jego pniu wyrzeźbiona jest scena przedstawiająca świętego oraz jelenia z krzyżem między rogami. Zgodnie z legendą właśnie jeleń z krzyżem jaśniejącym w porożu pojawił się rzymskiemu rycerzowi Placydowi (żyjącemu w czasach cesarza Trajana) i wskazał mu drogę do chrześcijaństwa. Placyd przyjął na chrzcie imię Eustacjusz (Eustachy), a za swą wiarę zginął męczeńską śmiercią.
Historię tę można przeczytać na tablicy umieszczonej w pobliżu kapliczki. Na drugiej jest też historia Stiopy, który dał swoje imię dębowi. Tak nazywano chłopa o imieniu Eustachy, będącego strażnikiem leśnym. Poważnie ranny podczas walki z rabusiami, dowlókł się pod dąb, a zanim stracił przytomność, żarliwie modlił się do swego patrona. Gdy ocknął się, poczuł ciepło. To locha z młodymi ogrzewała go swym ciałem. Stiopa wydobrzał wśród sąsiadów z Masiewa, a potem zniknął i nikt nie znał jego dalszych losów. Pozostała jednak opowieść i na pamiątkę puszczańscy leśnicy ufundowali kapliczkę, przy której odbywają się msze i spotkania modlitewne.
Puszczańskie wsie
Gruszki, Guszczewina, Leśna, Olchówka, Masiewo. W puszczańskich wioskach i osadach wciąż można znaleźć stare zagrody ze studniami z żurawiami do wyciągania wody i drewnianymi domami ustawionymi szczytami do ulicy. Niektóre z chałup mają malowane okiennice, a wokół okien i na rogach ozdobne obramowania. Wycięte w drewnie laubzegą, czasami są tak kunsztowne, że przypominają koronkę. W innych stare okna zastąpiono już plastikowymi, a dachy pokryto blachodachówką – cóż, znak to czasu i dążenie do wygodniejszego życia. Między starymi chałupami powstają też współczesne domy, zwykle drewniane, ale nienawiązujące już stylem do białowieskiej zabudowy. Tak budują się „miastowi”, którzy do puszczy przyjeżdżają tylko w weekendy i na urlopy. Na skrajach wsi i przy drogach stoją kapliczki i krzyże, zwykle prawosławne, bo na tych terenach większość mieszkańców jest tego wyznania.
Najodleglejszą i najbardziej puszczańską wsią jest Masiewo, położone tuż przy granicy z Białorusią, a właściwie przecięte tą granicą. Masiewo to stara osada budników, którzy w XVII i XVIII wieku zajmowali się wyrębem lasu. Z drewna wyrabiali popiół, smołę, węgiel drzewny i potaż (węglan potasu) używany do produkcji szkła i mydła – produktów niezbędnych w dawnej gospodarce. Przed II wojną światową Masiewo było dużą wsią, w której znajdowały się dwie żydowskie karczmy, sklep i biblioteka. Mieszkańcy, w zdecydowanej większości prawosławni, uczęszczali na nabożeństwa do pobliskiej cerkwi znajdującej się Cichej Woli. Obecnie zarówno cerkiew, jak i cmentarz, na którym znajdują się groby byłych mieszkańców Masiewa, znajdują się na Białorusi.
Jeździliśmy rowerami po puszczy przez trzy dni. Szlakami turystycznymi i zwykłymi duktami pokonaliśmy około 100 kilometrów, co nie było męczące nawet dla takich mieszczuchów jak my. Gdy pakowaliśmy rowery do samochodów, nadal odczuwaliśmy niedosyt wrażeń – tyle jeszcze tu do obejrzenia, a my „pętaliśmy” się tylko po fragmencie. Na pewno wrócimy do Puszczy Białowieskiej.
- Tekst: Anna Borskiewicz
- Zdjęcia: Jerzy Kozierkiewicz
Gruszki – wieś położona w gminie Narewka, w powiecie hajnowskim, w województwie podlaskim.