„Autopodróże.pl wyprawy w przeszłość” należy potraktować z nutą wyobraźni. Wykorzystując prasę XIX i XX wieku oraz inne źródła, staramy się przybliżyć tamte lata poprzez wydarzenia związane z motoryzacją, turystyką, gospodarką. To wyprawy w naszą przeszłość oczami ludzi wtedy żyjących. Nie stronimy także od wydarzeń współczesnych, opisów historycznych powstałych obecnie czy ważnych jubileuszy. Wszystko jednak powinno mieć związek z historią.

Nie tylko wśród arabów

Chyba nigdy wcześniej nie wyklepałam tylu końskich zadów i nie wygłaskałam tylu łbów. I to jakich pięknych! Odwiedziny stadniny w Janowie Podlaskim – najstarszej w Europie i chyba najbardziej znanej w Polsce – dostarczają niezapomnianych wrażeń. I to nie tylko podczas słynnych aukcji, na które przyjeżdżają zamożni miłośnicy koni arabskich z całego świata.

W zwykły dzień jest tam również interesująco, a znacznie spokojniej. Można po prostu wejść na teren i obejrzeć konie oraz ciekawe zabudowania. Lepiej jednak zwiedzać stadninę z przewodnikiem, który zaprowadzi tam, gdzie jest najciekawiej. Adres Janów Podlaski w przypadku stadniny jest nieco mylący, bo mieści się ona 2 kilometry dalej, w miejscowości Wygoda. Problemu z trafieniem jednak nie ma, bo przy rynku są kierunkowskazy, a drogę wskaże każdy mieszkaniec Janowa.

Po przejechaniu bramy trafia się w zabytkowy świat. Zachowały się tu bowiem budynki świadczące o ponad 190-letniej historii pierwszej na ziemiach polskich stadniny państwowej. Najstarsze to wzniesiona w 1831 roku murowana stajnia Czołowa z maneżem oraz zbudowana w 1840 stajnia Zegarowa. Obie są dziełem znakomitego architekta warszawskiego Henryka Marconiego, twórcy tak znanych stołecznych obiektów jak m.in. Hotel Europejski, kościół Wszystkich Świętych i kościół św. Anny w Wilanowie, czy wodozbiór w Ogrodzie Saskim. Kolejna murowana stajnia – Woroncewa – została zbudowana w 1885 r.

Najstarsza w Europie

Przed wędrówką po stadninie warto więc choć pokrótce poznać jej dzieje. Otóż wszystko zaczęło się po wojnach napoleońskich, które wyniszczyły Europę. Spadło wówczas pogłowie koni, a trzeba pamiętać, że stanowiły one główną siłę pociągową, bez nich nie było transportu, nie mogła istnieć armia. Car Aleksander I jako władca Królestwa Kongresowego zgodził się na założenie stada rządowego. Pierwsze konie dotarły do Janowa 18 grudnia 1817 roku. Natomiast pierwsze ogiery czystej krwi arabskiej i angielskiej pojawiły się w stadninie z inicjatywy Aleksandra Nierodki, rosyjskiego hrabiego i miłośnika koni.

Na początku XX w. stadnina dochowała się własnego, charakterystycznego konia. W czasie pierwszej wojny światowej, stado zostało ewakuowane w głąb carskiej Rosji i żaden z nich nie wrócił do Polski. Po 1818 r. grupa polskich zapaleńców podjęła decyzję o reaktywacji stadniny od zera. Po odbudowie stajen i reorganizacji hodowli koni w Polsce, w Janowie Podlaskim pozostały konie czystej krwi arabskiej i półkrwi angloarabskiej. Rozwój stadniny przerwał wybuch drugiej wojny światowej. Podczas działań wojennych w 1939 roku zaginęło ponad 80%, janowskich koni. Z uratowanych odbudowywał hodowlę polski personel zatrudniony przez niemieckie wojskowe władze okupacyjne, ale w 1944 roku, gdy armia radziecka dochodziła do Bugu, niemiecka komenda stadniny zarządziła ewakuację koni. One i ich opiekunowie odbyli prawdziwą odyseę. Trafiły w okolice Drezna, przeżyły bombardowania i naloty. Potem konie znalazły się w majątku Nettelau położonym na południe od Kilonii. Tam doczekały końca wojny i jesienią 1946 roku drogą morską wróciły do Polski. Początkowo tułały się po innych stadninach, w Janowie znalazły się dopiero w latach 1960-1961.

Pilar – córka Fawora i Pipi

Obecnie w Janowie hodowane są dwie rasy koni: czystej krwi arabskiej i półkrwi anglo-arabskiej. Od 1970 r. w połowie sierpnia stadnina organizuje Dni Konia Arabskiego, podczas których odbywa się Narodowy Pokaz Koni Arabskich Czystej Krwi – ze stadnin w Janowie, Michałowie i Białce. Polska hodowla koni arabskich uważana jest za najlepszą w świecie, dlatego aukcja koni arabskich, odbywająca się dzień po pokazie, rokrocznie przyciąga wielu Amerykanów, Belgów, Brytyjczyków, Włochów i hodowców z różnych stron świata.

Podczas odbywającej się 8 sierpnia tegorocznej aukcji Pride of Poland, która jest głównym i najbardziej oczekiwanym punktem janowskich Dni Konia Arabskiego, do licytacji głównej wystawiono 36 klaczy, z których tylko 9 nie znalazło nowych właścicieli. Najwięcej, bo 240 tys. euro, zapłacono za 14-letnią klacz Pilar (po czempionach: ojcu Faworze i matce Pipi, również matkę wielu czempionów), która została zakupiona do Kataru. Ogólna suma licytacji to milion 21 tysięcy euro.

Na kamieniach i obrazach

My byliśmy w janowskiej stadninie zwykłego, powszedniego dnia. Mogliśmy bez tłoku przyjrzeć się zabytkowym budynkom stajni, a przede wszystkim koniom. Wprawdzie nie były „odpicowane” na pokaz, bo widzieliśmy je na pastwiskach i w stajniach, a także podczas wieczornego spędu, ale mieliśmy okazję bezpośredniego spotkania z nimi i obserwowania jak się pasą, jak brykają źrebaki. Konie ufnie podchodziły do nas, dawały się poklepać, wprost  napraszały się, by je poczęstować cukrem i zerwanymi bukiecikami trawy. To była olbrzymia frajda, zresztą nie tylko dla nas, ale chyba i dla koni.

Podczas wędrówki po stadninie obejrzeliśmy też „aleję sławy” janowskiej stadniny. Umieszczone w niej kamienne głazy (częściowo z tabliczkami) znaczą miejsce spoczynku najcenniejszych koni, którym dane było doczekać spokojnego końca w rodzimej stadninie wśród kochających je ludzi. Udało się nam również poznać jednego z nich. Nasza przewodniczka zaprowadziła nas do pana Witka Gryglera, masztalerza, który portretuje ulubione konie. W swoim pomieszczeniu w stajni nr 5 ma całą galerię ich wizerunków.

 Oko w oko z Naruszewiczem

Powrót do Janowa Podlaskiego był okazją krótkiego obejrzenia tej miejscowości – obecnie (od 1945 roku) wsi, ale niegdyś miasteczka, a właściwie miasta o długiej historii i dużym znaczeniu. O jego minionej świetności świadczy chociażby rynek, większy niż staromiejski w Warszawie, a także takie budowle jak ogromna barokowa kolegiata św. Trójcy mająca niegdyś status katedry, również barokowe budynki dawnego seminarium duchownego (dziś zespół szkół) i klasycystyczny kościół znajdujący się po przeciwnej stronie rynku.

Janów był niegdyś siedzibą biskupów (przez pewien czas nosił nawet nazwę Janów Biskupi), a jednym z jego najsłynniejszych mieszkańców był biskup łucki Adam Naruszewicz, bardziej znany jako poeta okresu Oświecenia, przyjaciel króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, uczestnik obiadów czwartkowych i redaktor „Zabaw Przyjemnych i Pożytecznych”.

Z Naruszewiczem można się potkać oko w oko, oglądając jego pomnik stojący w kolegiacie. Bardzo przystojny poeta w szatach biskupich siedzi z otwartą na kolanach księgą i z piórem w dłoni. Wykonane z karraryjskiego marmuru dzieło Oskara Sosnowskiego ma niecodzienną historię. Powstało w 1861 roku, ale z powodu wybuchu powstania styczniowego trafiło do magazynu, a potem znajdowało się w warszawskim kościele św. Piotra i Pawła. W 1946 roku rzeźbę przeniesiono do kurii biskupiej w Siedlcach, skąd w 1970 roku została przekazana janowskiej kolegiacie. Tam zresztą pochowany jest Adam Naruszewicz, a jego trumnę, wśród szczątków innych biskupów można obejrzeć w krypcie pod kościołem.

 W Janowie Naruszewicz spędził ostatnie lata swego życia. Mieszkał w pałacu biskupim, a w wiodącej do niego alei lipowej znajduje się zbudowana z kamieni owalna grota zwana grotą Naruszewicza. Według miejscowej tradycji on właśnie ją zbudował i tu pisał tezy Konstytucji 3 Maja.

W kolegiacie jest wiele innych wartych obejrzenia cennych obiektów, jak choćby znajdujące się w prezbiterium drewniane stalle z 1859 roku oraz osiemnastowieczne trony biskupie, ołtarz z relikwiami św. Wiktora, podarowanymi przez papieża Piusa IX czy obrazy ze szkoły Franciszka Smuglewicza.

Tak niegdyś pompowano

Na rynku są też pomniki poświęcone Józefowi Piłsudskiemu, peowiakom i miejscowym akowcom. Nas jednak zafascynował zabytek zupełnie innej natury – stacja benzynowa z ręcznymi dystrybutorami paliwa firmy Temper Extakt, wyprodukowanymi w 1928 roku. W podstawie każdego znajduje się dźwignia i dwa szklane walcowate zbiorniki mające pojemność po 5 litrów. Chcąc zatankować samochód, pracownik stacji napełniał za pomocą dźwigni jeden ze zbiorników, następnie przekręcał zawór i benzyna spływała wężem do baku pojazdu. W tym czasie napełniał drugi zbiornik i tak na zmianę.

Dystrybutory te były używane co najmniej do lat siedemdziesiątych minionego wieku. Starsi mieszkańcy pamiętają, że gdy na stację CPN zajeżdżał  turystyczny autokar, a kierowca polecał zatankowanie go do pełna, pasażerowie mieli około trzech kwadransów na podziwianie janowskiego rynku. Teraz dystrybutory służą tylko do podziwiania – są to ponoć jedyne takie urządzenia w Polsce.

Anna Borsukiewicz

Zdjęcia: Jerzy Kozierkiewicz

Janów Podlaskiwieś gminna, województwo lubelskie, powiat bialski.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *