To już komercja. 4 złote za normalny bilet wstępu, 2 złote za ulgowy, 3 złote za wjazd na parking. Przyczepiona pogiętym drutem tabliczka wskazuje nam drogę w stronę mostów. Mijamy przyczepę mieszczącą bar Smok i kioski z pamiątkami. Wśród nich nie tylko tradycyjne pocztówki czy kubeczki, również obrazy z bukietami kwiatów i „widoczki” – oprócz stańczykowskich mostów, można kupić nawet wizerunek paryskiej wieży Eiffla.
Mówiąc szczerze, nie tak wyobrażałam sobie słynne Stańczyki – jedne z najwyższych w Polsce kolejowych mostów o konstrukcji przypominającej starożytne akwedukty. Naczytałam się i nasłuchałam o nich wiele, toteż odwiedzenie Stańczyków było jednym z głównych punktów programu naszej wyprawy na Suwalszczyznę.
Największe mosty
Mosty są częścią dawnej linii kolejowej, wznoszonej jeszcze przed pierwszą wojną światową, wiodącej od Chojnic przez Prusy Wschodnie w stronę Wilna. Trasa, przebiegająca przez polodowcowe tereny, musiała pokonywać głębokie doliny i wąwozy, których środkiem płyną niewielkie rzeczki. Wymagała więc zbudowania mostów, na których można było ułożyć tory kolejowe.
Dwa bliźniacze mosty niedaleko wsi Stańczyki są największe i najciekawsze architektonicznie. Należą do najwyższych w Polsce. Ich pięcioprzęsłowe, żelbetonowe konstrukcje mają długość 180 m, wysokość do 36,5 m, a filary są ozdobione są elementami wzorowanymi na rzymskich akweduktach w Pont du Gard (Francja). Nazywane są więc niekiedy „akweduktami Puszczy Rominckiej”.
Południowy most zbudowano w latach 1912-14, a północny w 1918 roku. I wojna światowa i zmieniona po niej sytuacja polityczna spowodowała, że trasa kolejowa straciła znaczenie i stała się linią lokalną. Toteż tor położono tylko na jednym z mostów. Istniał do końca II wojny, a w 1945 roku szyny zostały rozebrane i wywiezione przez wycofujące się oddziały Armii Radzieckiej.
Przez wiele lat mosty w Stańczykach były zapomniane i niszczały, potem zdobyły sławę jako miejsce najatrakcyjniejszych skoków na bungee. „Zagrały” też w filmie „Ryś” Stanisława Tyma. Od kilku lat konstrukcje mają prywatnego właściciela.
Zabytek unowocześniany
Tyle z grubsza wiedzieliśmy przed wyjazdem do Stańczyków. Dojeżdżając do parkingu, oglądamy z daleka mosty. Rzeczywiście robią wrażenie swoim ogromem. W kasie biletowej dowiadujemy się, że obejrzymy tylko jeden z wiaduktów, bo drugi jest w remoncie. Cóż, trudno. Chwała właścicielowi, że zadbał o rozsypujący się obiekt.
Mijamy remontowany most z niespiesznie poruszającymi się robotnikami, wchodzimy na ten odnowiony. I tu szok. Nawierzchnia zabytkowej budowli została pokryta pospolitą kostką bauma. Z pseudostylowymi latarenkami wygląda jak promenada w prowincjonalnym uzdrowisku. Brakuje tu tylko ławeczek. Czy taki program odnowy zatwierdził konserwator zabytków?
Na szczęście z korony mostu można obejrzeć oryginalne konstrukcje przęseł – zadziwiają swym ogromem i precyzją wykonania. W dole płynie rzeczka Błędzianka, nienaruszone zostały też widoki na całą okolicę.
Zapomniane Kiepojcie
Kolejowe mosty w Stańczykach nie są jedyne w okolicy. – Pojedźcie do Kiepojć. To niedaleko, a zobaczycie niemniej ciekawe obiekty – poradziła nam pani w kiosku z pocztówkami przy parkingu. – Tam ich nikt nie pilnuje.
Szutrówką docieramy więc do wsi Kiepojcie i zatrzymujemy się przy wiadukcie przebiegającym nad polną drogą. Trójprzęsłowa konstrukcja z czerwonymi, ceglanymi łukami jest bardzo zniszczona. Dostanie się na nią to już „sport ekstremalny”. Nasyp kolejowy jest zarośnięty i bardzo śliski.
Wdrapanie na niego jednak się opłaca. Z pewnym strachem, bo wszystko wygląda tak, jakby zaraz miało się rozsypać, oglądamy i fotografujemy resztki górnej konstrukcji oraz barierek mostu. Dookoła cisza, żadnych turystów. Widać tylko pasące się krowy i spacerujące wśród nich bociany, nad nami przelatuje klucz żurawi.
Nasypem kolejowym, na którym roślinność sięga naszych głów wędrujemy kilkaset metrów na zachód. W końcu napotykamy kolejne dwa pięcioprzęsłowe „akwedukty”, podobne do tych w Stańczykach, lecz mniejsze (wysokość około 25 metrów) i całkowicie zarośnięte. Jeden na pewno był kiedyś skończony (jak się potem dowiedzieliśmy, jeździły nim niegdyś pociągi), budowy drugiego nigdy nie doprowadzono do końca. To zresztą widać – nasyp kolejowy nie dosięga konstrukcji wiaduktu.
„Zderzenie” ucywilizowanych i skomercjalizowanych Stańczyków z zapomnianymi Kiepojciami robi ogromne wrażenie. Wszystkim, którzy wybiorą się w ten rejon, polecamy taką wycieczkę.
Stańczyki – wieś położona w województwie warmińsko-mazurskim, w powiecie gołdapskim, gminie Dubeninki, na północny zachód od Suwałk.
Anna Borsukiewicz
Zdjęcia: Autopodroze.pl