Więcej niż ludzi jest tutaj bocianów. Wszędzie słychać ich klekot. Ptaki krążą nad wsią, spacerują po łąkach, torfowiskach i wokół obejść. W zeszłym roku mieszkańcy naliczyli 56 „zasiedlonych” gniazd, w tym podobno jeszcze ich przybyło. Zajmują dachy domostw, budynków gospodarczych i konary drzew, na których zbudowano specjalne platformy. To właśnie miano bocianiej wioski przywiodło nas do Szczurkowa położonego w województwie warmińsko-mazurskim, tuż przy granicy z rosyjskim Obwodem Kaliningradzkim.
Wyprawy do Szczurkowa w zasadzie nie planowaliśmy. Tego dnia w programie pobytu na Warmii mieliśmy spływ fragmentem Łyny. Płynęliśmy kajakami z Kotowa (od elektrowni wodnej) do Bartoszyc. Mimo relaksowego potraktowania spływu, nurt tej pięknej rzeki okazał się tak szybki, że gdy dotarliśmy do celu, mieliśmy jeszcze sporo czasu do powrotu na obiadokolację w miejscu zakwaterowania. I wtedy zrodził się pomysł „wyskoczenia” do jednej z bocianich wiosek. Z Bartoszyc do Szczurkowa jest zaledwie 15 kilometrów.
O zbliżaniu się do wspomnianej na początku granicy państwowej informuje żółta, bardzo zniszczona tablica, umieszczona na szosie wiodącej przez wieś. Droga urywa się nagle przy podwójnym ogrodzeniu z polskimi i rosyjskimi słupkami granicznymi. Gdy zatrzymaliśmy się przy nich, niczym spod ziemi pojawił się na motocyklu funkcjonariusz straży granicznej. Rozmowa była miła (Skąd przyjechaliśmy? – z Warszawy. Po co? – Obejrzeć bociany), ale zostaliśmy pouczeni, żeby nie zbliżać się do granicy i jej nie fotografować. – A bociany można? – Można.
Wędrujemy więc przez wieś, przyglądając się gniazdującym ptakom. Choć dla nas, Polaków, widok bocianich gniazd we wsiach nie jest niczym niezwykłym, to jednak ilość (czasami po dwa gniazda na jednym dachu) robi wrażenie. A cudzoziemcy podobno są całkiem oszołomieni. – Teraz ptaki wysiadują jajka, ale za jakiś czas będzie ciekawiej – mówi jeden z napotkanych mieszkańców. – Najlepiej do nas przyjechać, gdy młode bociany uczą się latać, lub pod jesień. Wówczas na polach, za każdym z orzących ziemię traktorów wędruje stado bocianów. I w ogóle nie przejmują się ludźmi. To dopiero są widowiska.
Bociany w Szczurkowie nie spełniają jednak swej „tradycyjnej” roli – prawie nie przynoszą dzieci tutejszym mieszkańcom. – Moja mała jest tu jedną z nielicznych – opowiada spotkana na drodze młoda kobieta z córeczką. We wsi mieszkają prawie sami starzy ludzie. Młodsi wyjeżdżają, bo co tu robić?
Równie stare są gospodarstwa, niektóre zaniedbane lub opuszczone, bo poumierali ich mieszkańcy, którzy osiedlili się tu po 1945 roku. Aż trudno uwierzyć, że wieś, przed wojną nosząca nazwę Schönbruch, była ludna i bogata. Znajdował się tu klasycystyczny dwór rodziny von Bolschwing z parkiem, kościół i cmentarz, mleczarnia, piekarnia, szkoła, a nawet stacja kolejowa. Wszystko zmieniło się po wojnie, gdy Schönbruch, zwany przez jakiś czas Polskim Grodem (nazwa Szczurkowo jest późniejsza) przecięła na pół granica. Wówczas dworski park i wiele zabudowań znalazło się po pilnie strzeżonej stronie radzieckiej. Dziś nie ma po nich podobno już śladu (przez graniczne płoty można zobaczyć tylko drzewa samosiejki). Nie lepszy był też los budynków po stronie polskiej – dwór rozebrano w latach sześćdziesiątych minionego wieku, a z zabudowań gospodarczych pozostały ruiny.
Teraz jedyną atrakcją są więc bociany. Nie tylko zresztą w Szczurkowie. Na Warmii i Mazurach gniazduje około 10 procent europejskiej populacji tych ptaków. Najsłynniejszą z tutejszych bocianich wiosek jest Żywkowo (gmina Górowo Iławeckie), ale wokół niego jest więcej miejscowości, które upodobały sobie te wielkie ptaki. Powstał nawet „Warmińsko-Mazurski Szlak Bociani” obejmujący Żywkowo, Toprzyny, Lejdy, Szczurkowo, Lwowiec, Duje i Brzeźnicę. Może on przyczyni się do ożywienia zagubionych nad granicą wiosek.
- Tekst: Anna Borsukiewicz
- Zdjęcia: Jerzy Kozierkiewicz
Szczurkowo – wieś, powiat bartoszycki, gmina Sępopol, województwo warmińsko-mazurskie.
GPS – N: 54°21’22”; E: 20°53’55”